43-400 Cieszyn, Plac Wolności 7b +48 33 85 211 32
baner
baner
baner
 
Rumunia - w cieniu Drakuli i stereotypów
Po raz kolejny chcielibyśmy Wam przedstawić tekst uczestników zajęć dziennikarskich. Tym razem będzie to autorski projekt Jana Korcza, który chciałby opowiedzieć Wam, o tym jak dalekie od prawdy mogą być pewne stareotypy i przekonania. Zapraszamy do lektury. Do zamku Bran przyjechałem z Sybina (swoją drogą, niezwykle pięknego i przytulnego miasta), przejeżdżając przez góry trasą Transfogarską. Jedną z dwóch, obok Transalpiny, najpopularniejszych i najpewniej najchętniej uczęszczanych przez turystów tras znajdujących się w Rumunii. Tę popularność zawdzięcza spektakularnym widokom, które ukazują się oczom podróżujących i jest to popularność jak najbardziej, w mojej opinii, zasłużona. Po drodze zatrzymałem się dwa razy, przy wodospadzie, a później jeziorze Bâlea. Temperatura przy samym jeziorze była tak niska, że zmuszony byłem ubrać się w puchową kurtkę oraz odzież termiczną, aby uniknąć przeziębienia. Na moje nieszczęście w dniu, w który tam byłem, okolice jeziora okryła gęsta mgła, przez którą nie było mi dane w pełni nacieszyć oczu jego malowniczym wyglądem. Przez całą drogę towarzyszyła mi masa bezdomnych psów, które często są przez obcokrajowców uznawane za jedną z charakterystycznych cech Rumunii. A gdy zjechałem na drogi otoczone przez leśne gęstwiny, napotkałem co najmniej dwadzieścia dzikich niedźwiedzi, które najpewniej nauczone przez innych turystów, którzy rzucali im od czasu do czasu trochę jedzenia, podchodziły często do samochodów i zupełnie beztrosko kładły się lub tarzały na drodze. Nie ukrywam, że byłem lekko zaniepokojony, gdy widziałem, jak mężczyzna z samochodu jadącego przede mną, otwierał okno i wyciągał rękę, trzymając w niej jakieś jedzenie i rzucił je na ziemię obok niedźwiedzia. To jednak dzikie zwierzęta, w dodatku bardzo niebezpieczne, i uważam takie zachowanie za sporą lekkomyślność. Na szczęście człowiek ten nie stracił wtedy ręki. Udało mi się również ujrzeć z daleka ruiny zamku Poenari, będącego prawdziwą siedzibą Włada Palownika. Mówię prawdziwą, ponieważ jest często pomijany, gdy wspomina się słynnego wołoskiego hospodara. To zamek Bran jest przez większość ludzi nazywany „Zamkiem Drakuli”, przymykają oni oczy na fakt, że sam Palownik nigdy na stałe w nim nie mieszkał.
A więc o co chodzi z tym zamkiem Bran? Dlaczego wprowadzeniu go do narracji poświęciłem cały akapit? Otóż gdyby przełożyć jego egzotykę na realia zachodnioeuropejskie, należałoby napisać, że traktowany jest przez wielu niczym „Rumuńska Wieża Eiffla”, miejsce, które podczas zwiedzania tego kraju, zdecydowanie trzeba odwiedzić. Ale czy na pewno zasługuje na to miano? Zamek nazywany siedzibą Włada Palownika zyskał swoją wampiryczną sławę dzięki powieści Brama Stokera, pomimo tego, że ten nigdy w Rumunii nie był i nigdy nie zostało potwierdzone że opis książkowego zamku wzorowany był na jakimkolwiek istniejącym budynku. Tak się jednak złożyło, iż forteca opisana w książce Stokera była niezwykle podobna do Branu, co prędko podchwycone zostało przez turystów oraz rząd, którzy ochoczo przypięli temu miejscu łatkę Zamku wampira. Jednak, jak już wcześniej wspomniałem, prawdziwy Drakula nigdy w nim nie mieszkał i na to miano zdecydowanie bardziej zasługuje wzniesiona w górach forteca Poenari. A sam zamek Bran, jest naprawdę ciekawym architektonicznie i klimatycznym miejscem, które jest po prostu mylnie nazywane i kojarzone ze słynnym krwiopijcą. Wielu turystów ma wobec niego wygórowane oczekiwania. Uważają, że będą mogli doznać w nim niesamowitych przeżyć i niemalże chcieliby w nim spotkać prawdziwego wampira. Te oczekiwania mogą łatwo zderzyć się ze ścianą rzeczywistości, w której zamek ten jest po prostu kolejnym muzeum, w którym można poznać trochę historii, i ewentualnie kupić sobie jakiś suwenir związany z Palownikiem. I nie mam na celu umniejszać wartości kulturowej tego miejsca, podczas zwiedzania bardzo mi się podobało, może dlatego, że mam pewną słabość do zamków, a najbardziej przeszkadzały mi masy turystów przez niego przepływające. Tak więc, ciekawe miejsce okryte, niekoniecznie złą, ale bezzasadną sławą. Taki jednak wpływ na Rumunię ma postać Drakuli. Dla większości ludzi jest to pierwsze, jeśli nie jedyne, skojarzenie, które pojawia się w ich głowach, gdy wspomni się o tym kraju. Czy jest to odrobinę krzywdzące? Tak, ponieważ postać wampira przysłania nieco kulturowe i krajobrazowe piękno Rumunii, aczkolwiek nie jest to najgorsze skojarzenie, z którym ten kraj się mierzy. W Polsce Rumunia opisywana jest często jako kraj trzeciego świata, dziki, nieprzystępny i niesamowicie biedny. A samych Rumunów dotykają te same krzywdzące stereotypy, które dotykają Romów. W głowach Polaków te dwie grupy ludzi są niemal postrzegane jako jedno. Może to przez zbieżność nazw, może przez to, że do Polski ludność Romska przybyła właśnie z terenów Rumunii (głównie po 1989 roku). Romowie przez Polaków postrzegani są negatywnie, przez co Rumunii również. Najbardziej ironiczny jest fakt, że Rumuni również o Romach najlepszego zdania nie mają, co wynika z ich wspólnej, dość trudnej historii.
A sama Rumunia jest krajem niezwykle bogatym pod względem przyrody, kultury i historii. Jest też zasobna w różne surowce naturalne, a sami Rumuni są bardzo sympatycznymi i gościnnymi ludźmi, z którymi można się łatwo porozumieć. Do tego są niesamowicie gadatliwi i w przeciwieństwie do nas, o Polakach i Polsce myślą niemalże w samych superlatywach (pomimo niektórych opinii rumuńskich polityków). Uważają nasz kraj za jedyny z bloku wschodniego, który poradził sobie tak dobrze w dostosowywaniu się do warunków zachodnich, a Polacy w ich mniemaniu, są pracowici, dzielni i waleczni. Może my też powinniśmy dowiedzieć się nieco więcej o nich? Może powinniśmy zmienić nasze postrzeganie ich kraju, powinniśmy spróbować dostrzec jego piękno takim jakim jest? I raz na zawsze przestać myśleć o Rumunii, jak o kraju zapomnianym przez Boga i ludzi, ponieważ takim nie jest. Jest jedenastym największym państwem w Europie. A poziom życia (jak i styl bycia mieszkańców) znacząco od tych polskich nie odbiegają. Rumuni - tak jak my kochają rozmawiać. Tak jak my kochają ekstrema. I tak jak my kochają dobrze zjeść!
Jan Korcz