43-400 Cieszyn, Plac Wolności 7b +48 33 85 211 32
baner
baner
baner
 
Z Mateuszem o muzyce i nie tylko...
Przeprowadzamy wywiad z Mateuszem Wojtasem, uczniem klasy 3g, i choć od jego przeprowadzenia minął już jakiś czas, z przyjemnością przedstawiamy Wam bardziej lub mniej znane talenty naszego niezwykłego współrozmówcy.
Anna Paszek: Chciałybyśmy Cię serdecznie powitać. Mamy nadzieję, że to będzie dobry czas. Jak się czujesz dzisiaj?
Mateusz Wojtas: Bardzo dobrze się czuję dzisiaj. Cały tydzień mam dobry.
AP: To cudownie! A może tak w ramach wstępu, mógłbyś powiedzieć, na jakich instrumentach grasz i jaki jest Twój ulubiony? Jeśli masz taki ulubiony, to dlaczego?
MW: Najpierw w pierwszym stopniu (szkoły muzycznej) zaczynałem się uczyć grać tylko na gitarze. Później doszedł do tego fortepian, a w drugim stopniu podjąłem się nauki gry na organach. W międzyczasie był jeszcze flet prosty, harmonijka ustna, ale to się liczyć nie może. Ostatnio próbuję na skrzypcach, tylko że to jest takie “ledwo granie”. Z tych wszystkich… ciężko stwierdzić, ale mój ulubiony…chyba fortepian lub organy. Raczej nie chciałbym między nimi wybierać. Gitarę lubię mniej, a organy są moim głównym instrumentem, natomiast pianino mam w domu, więc to na nim gram najwięcej.
Magdalena Szczotkarz: Czy jest może jakiś instrument, który budzi u ciebie podziw? Widzisz, że ktoś na nim gra i myślisz sobie: “O, podziwiam”, czy raczej nie ma takiego instrumentu?
MW: Hmm, perkusja (śmiech).
MS: Właśnie o niej pomyślałam, że to taki instrument, jakby… “z innej bajki”?
MW: Może nie aż tak “z innej bajki”, też potrzeba rytmu. Tylko koordynacja ruchu nóg i rąk jest trochę inna niż na reszcie instrumentów. Osobiście muszę mieć wszystko w miarę równo - jakieś przesunięcia, tego typu rzeczy nie są moją mocną stroną. Na perkusji… jedną pałką tu rytm, tu pomiędzy coś, tu się coś przesuwa, tu bębny… Tego jest za wiele. Wolę mieć 88 klawiszy na fortepianie, niż 5 bębnów dookoła siebie.
AP: Myślę, że jak słucha się o osobach, które mają taką pasję, w którą są bardzo zaangażowane, to do głowy przychodzi podstawowe pytanie: jak łączysz swoją pasję ze szkołą? Masz jakieś przedmioty, na których mniej się skupiasz i sobie odpuszczasz, czy wyrabiasz się i jesteś przygotowany ze wszystkiego?
MW: Ze wszystkiego przygotowanym się być nie da, tak uważam, chociaż jakby mi się chciało i bardzo bym się postarał, to jest taka szansa. Jest tego czasu mało, bo każdego dnia o 20.15 kończę lekcję, więc o 20.30 dopiero jestem w domu, zatem to nie jest czasu dużo, bo jak coś jeszcze trzeba zrobić w domu, to uczyć się można dopiero o 21.00, kiedy twój mózg już nie pracuje (śmiech). A o 22.00 to już oczy się powoli zamykają, bo jak masz te godzin lekcyjnych za dnia 8 w szkole i 3 albo 4 w szkole muzycznej, to jest 11 albo 12 godzin dziennie, więc ciężko się uczyć w tygodniu. W weekendy za to się nie chce, bo odpoczywa się po całym tygodniu, w którym godzin lekcyjnych mam około 50. Do tego ja grywam w różnych parafiach, dlatego weekendy też mam pracowite.
AP: Ile czasu w tygodniu spędzasz w szkole muzycznej?
MW: Wszystkie dni tygodnia, to na pewno (śmiech). Wiele osób ma dużo mniej, ale mi tak się w tym roku plan ułożył, że mam w każdy dzień coś. Ostatnio policzyłem i to jest 13 godzin lekcyjnych. Jestem w piątej klasie szkoły drugiego stopnia.
AP: Myślę, że jak jesteś tak zapracowany, to jest to zrozumiałe, że jesteś zmęczony. Powiedziałeś, że jakbyś chciał, to mógłbyś być na wszystko przygotowany, czyli byś nie spał (śmiech)?
MW: Myślę, że nie, że bym spał, ale bym się uczył tak bardziej sumiennie. Na przykład plan tego uczenia: w poniedziałek coś, wtorek - rozkładać to sobie, częściej się uczyć, ale mniejsze partie materiału, lecz mi się nie chce. To jest takie z dnia na dzień, wolę tu odpocząć, tam się mniej nauczyć, niż uczyć się bez przerwy. Tak to musiałbym się bez przerwy uczyć, w przerwie między szkołami, po szkole muzycznej o tej 21.00 dałoby się to zrobić. Nie kosztem snu, ale kosztem odpoczynku i wolnego czasu, którego człowieka by już wtedy nie miał i większego planowania partii materiału do nauczenia.
AP: Czy uważasz, że szkoła muzyczna w Polsce funkcjonuje dobrze?
MW: Chyba żadna szkoła w Polsce dobrze nie funkcjonuje - moim zdaniem. Nie jest źle, ale sam nie wiem, co można by było z tym zrobić. Uważam, że jak dla mnie to jest system dobry, ale wielu uczniów uważa, że nie (śmiech). Albo nie jest odpowiednio przygotowany program nauczania, albo jest za dużo godzin z teorii i temu podobne rzeczy. Mi ilość godzin teorii odpowiada, bo bardzo to lubię, więc w tym kierunku się kształcę.
AP: Czyli tym innym uczniom nie odpowiada to, że jest za dużo teorii, a za mało grania? Czy nie?
MW: Najczęściej tak, bo oni chcą grać, może nie do końca będą przyszłymi muzykami, ale są w tej szkole po to, żeby grać, a mają na przykład dwie godziny kształcenia słuchu, dwie godziny zasad nie wiadomo czego jeszcze. Tam jest sporo tych przedmiotów, one się zmieniają w cyklu kształcenia i jest różna liczba godzin w danym roku. W pierwszym stopniu tych godzin teorii nie jest zbyt wiele, ale jak ktoś pójdzie do stopnia drugiego, to tam już jest dość sporo tych godzin.
AP: Czy myślisz, że z któregoś przedmiotu można by było zrezygnować?
MW: Sam nie wiem. To jest coś takiego, że dla mnie te przedmioty są ważne, ale dla innych nie. Może ktoś nie chciałby mieć tego i tego przedmiotu, ale tak samo jak tutaj w szkole uczymy się wszystkich przedmiotów, bo taki jest program i nie wiem, czy ma sens nad tym myśleć. Moim zdaniem zmniejszanie liczby godzin jest niepotrzebne, ponieważ mi osobiście to odpowiada.
AP: Czy myślisz, że jesteś w stanie w takiej szkole muzycznej nauczyć się wszystkiego, co jest Ci potrzebne do tego, żeby być w przyszłości muzykiem?
MW: Tak. Zależy jakim muzykiem, bo muzyk może być instrumentalistą, może się tylko teorią zajmować, wykładać albo być dyrygentem. Instrumentaliści się nauczą tego, co potrzebują, ale i tak szkoła muzyczna drugiego stopnia to jest za mało, żeby zostać profesjonalnym muzykiem. Do tego są jeszcze potrzebne studia, a po edukacji w drugim stopniu względnie łatwo się na nie dostać, choć to zależy od instrumentu. Bo, żeby się dostać na akademię czy uniwersytet muzyczny, nie trzeba ukończyć drugiego stopnia, ale wtedy na przesłuchaniach wstępnych ma się raczej mniejsze szanse, bo to jest o te kilka lat edukacji mniej.
AP: Czy masz sukcesy muzyczne, z których jesteś dumny? Może brałeś udział w jakichś wydarzeniach? Lubisz takie przedsięwzięcia?
MW: Bardzo lubię takie różne przedsięwzięcia, bo można wziąć udział w czymś, o czym na pewno usłyszy więcej osób. W zeszłym roku pamiętam dwa: jeden odbywał się tylko w ramach naszej szkoły muzycznej w Cieszynie - konkurs kompozytorski. Tam wysłałem dwa utwory, za które dostałem pierwsze i drugie miejsce. Drugi konkurs to był “Transgraniczny konkurs organowy” w Raciborzu - gra na organach. Grałem tam trzy utwory i w mojej kategori wiekowej dostałem nagrodę drugiego miejsca. W tym roku też dwa: Ogólnopolski konkurs wiedzy z Zasad Muzyki w Łomży, gdzie otrzymałem wyróżnienie III stopnia. I ostatni to Ogólnopolski konkurs młodych organistów w Sanoku - tam miałem wyróżnienie.A z wydarzeń - to gdy się pojawiają jakieś wydarzenia typu koncerty albo coś, jakieś akompaniowanie zespołowi kameralnemu, albo ostatnio w szkole muzycznej miał miejsce maraton Bachowski - to był Bach grany na organach i tam też brałem udział. Są takie różne przedsięwzięcia i, jeśli ktoś mi coś proponuje, to ja zawsze chętnie biorę udział. Brałem udział w naszej symfonii, którą robimy co jakiś czas. Były dwie - tam aranżuję i dyryguje.
MS: A czy mogę jeszcze przerwać? (skinienie głową) Tyle mówisz o organach… czy to jest popularny instrument - dużo ludzi na nich gra czy niespecjalnie?
MW: Patrząc w skali szkoły muzycznej - ile liczy klasa fortepianu, a ile organów, to jest to na pewno mniej popularny instrument. W drugim stopniu szkoły muzycznej są dwie, trzy osoby grające na organach. A na fortepianie - znacznie więcej. W całej szkole jest około 350 osób - nie wiem dokładnie, a na organach gra tylko 6-8 z nich. Myślę, że to świadczy o tym, iż jest to mało popularna klasa w szkole muzycznej. A organy jako instrument… postrzegany jest głównie liturgicznie - a to nie cała prawda o nim. Może dlatego mniej osób chce na nich grać? Ale odpowiadając na pytanie: raczej jest to instrument z mniej popularnych, ale nie jest też całkowicie zapomniany.
MS: Osobiście patrzyłabym też na organy w ten sposób, że nie mogę ich mieć w domu, prawda?
MW: Tak, myślę, że to jest minus. Piszczałkowych organów w domu nie postawię, a cyfrowe organy… też są drogie i to nie jest coś, na czym chciałoby się grać.
MS: Mówisz, że chodzisz do szkoły muzycznej drugiego stopnia, ale bardzo się w nią angażujesz. Słyszałyśmy, że wiążesz swoją przyszłość z muzyką i chciałybyśmy o to dopytać, jak ty to widzisz?
MW: Na ten moment najbardziej zapatruję się na to, żeby iść po liceum na dyrygenturę i zostać dyrygentem. Na studiach można się uczyć dyrygentury symfonicznej albo chóralnej. Raczej preferuję tę pierwszą. Choć chóry bardzo lubię. No, ale wszystkiego mieć nie można (śmiech). W ubiegłych latach rozważałem kompozycję i teorię (chociaż teorię rozważam nadal). Może skończę i teorię, i dyrygenturę? W każdym razie, chcę być dyrygentem, a teoria też się do tego na pewno przyda, dlatego można by to połączyć.
MS: A od jak dawna myślisz o takiej ścieżce kariery?
MW: Myślę, że rok, może dwa. Takie dwa lata.
AP: Ile czasu Ci zajmuje napisanie aranżacji muzycznych na przykład do jakiegoś przedstawienia?
MW: Różnie... Aranżacje to najczęściej opracowania, które piszę na bazie jakiegoś utworu, którego sobie słucham parę razy z danych nagrań oryginału albo jakichś transkrypcji dla ułatwienia zapisu. Muszę znać skład mojego instrumentarium. No i wtedy mogę spisywać dane rzeczy. Najpierw rozpoznaję podstawę harmoniczną, czyli jakie mam funkcje w harmonii, czyli to, co brzmi w danym momencie w pionie. Potem wysłuchuję takie ważne melodie, czyli melodie, które słychać i zwroty melodyczne między głosami, które spisuję potem w nutach. Następnie zapisuję głosy zgodnie z harmonią. Najpierw się bas spisuje, później melodię i na końcu się dodaje środkowe głosy. Przykładowo, jak piszę na zespół smyczkowy, to najpierw piszę melodię w pierwszych skrzypcach, w wiolonczeli piszę bas, a potem dopisuję środek zgodnie z harmonią, która istnieje i zajmuje mi to… zależy jak długi jest utwór, jak dużo ma powtórek i jak jest zbudowany, bo czasami są bardzo łatwe utwory, które mają proste melodie i łatwo je usłyszeć, bo są słyszalne, a niektóre są schowane pod warstwą wielu instrumentów i to najczęściej zajmuje dużo czasu, żeby wysłyszeć takie coś i spisać to potem w nutach. Myślę, że to trwa od jednego do trzech dni.
MS: Jeszcze mam teraz pytanie, co to jest instrumentarium?
MW: Instrumentarium to te instrumenty, które wchodzą w skład zespołu, jakim operuję albo na jaki piszę. Mogę mieć np. kwintet smyczkowy - dwoje skrzypiec, altówkę, wiolonczelę i kontrabas. Jeśli moim instrumentarium będzie skład dęty, to będę mieć dane instrumenty dętę. Tak samo, jeśli mówimy o składzie mieszanym - powiedzmy: skrzypce, flet, fortepian.
MS: Co cię inspiruje do pisania utworów… W sumie powiedziałeś, że najpierw słuchasz jakichś i nimi się inspirujesz, tak?
MW: To w przypadku aranżacji muzycznych. Kiedy piszę typowo swój utwór, to z reguły wygląda to tak, że po prostu wpadnie mi do głowy pomysł - czy to w szkole, czy na mieście, gdziekolwiek. Przyjdzie mi do głowy drobny motyw, który później można rozwijać i stworzyć z tego utwór. Często jest tak, że mam ten drobny motyw, jest ciekawy, jednak ciężko z niego zrobić utwór. Więc wszystko zależy od weny i tego, co przyjdzie na myśl. Osobiście mam taki system, że kiedy tylko coś wymyślę, zapisuję to, nagrywam na dyktafon… zapisuję to w różnych opcjach, aby później mieć ten pomysł dostępny i umieć go odszukać. Jakiś czas temu znalazłem w dyktafonie jakieś materiały, z których stworzyłem w tym roku utwór na orkiestrę symfoniczną. Trwa około 10 min, liczy 166 taktów, a partytura do niego to ponad 40 stron. Największe moje dzieło i jestem z niego dumny.
MS: To jest niesamowite, umieć tak sobie wyobrazić dźwięki. A jak już tak o wyobraźni i uczuciach… czy jest coś takiego, co czujesz bardzo intensywnie podczas grania? Zdarza ci się jakieś zapomnienie?
MW: Hmm… Raczej nie. Niektórzy grają pod wpływem emocji - np. kierowani złymi emocjami, wyrzucają je z siebie poprzez grę. Osobiście tak nie robię. Czasem improwizuję na pianinie w domu, próbuję zagrać tak, jak się czuję. Ale to nie jest częste. Parę dźwięków, żadne długie improwizacje.
MS: A to ciekawe. A jeszcze chciałyśmy cię spytać o sprawy niezwiązane z muzyką. Poza graniem na instrumentach, interesują cię jakieś książki, seriale? Może jakiś sport?
MW: Aktualnie nie interesuję się niczym takim, ale jak zaczął się sezon, to wróciłem do jazdy na rowerze. To jest dość fajne i bardzo to lubię.
MS: Może jeszcze o czasie wolnym… Większość naszych rówieśników cały czas chodzi ze słuchawkami, mają swoje ulubione składanki na Spotify, więc chciałyśmy się dowiedzieć, jakiej muzyki ty słuchasz dla przyjemności. I czy w ogóle to robisz, bo może wolisz ciszę?
MW: Nieczęsto słucham muzyki, jednak to nie dlatego, że lubię ciszę, tylko najczęściej nie mogę słuchać muzyki w trakcie robienia czegoś, bo… po prostu analizuję ją i zamiast robić to, co mam robić, to zajmuję się tym, czego słucham. Już piszę w głowie nuty, robię wykres formy, harmonii, jaką słyszę. Więc nie mogę słuchać muzyki, kiedy robię coś innego. Za bardzo się rozpraszam. Kiedy już słucham muzyki, to zdarza się klasyka, czasem inne piosenki. Jak teraz nad tym myślę, to najbardziej nie lubię… w sumie metal i rock też nie są takie złe, tylko jak się drą, to aż mnie boli w uszy. To nie jest coś, czego lubię słuchać. No i rap. Rap to bardziej gadanie… Brak muzyki w muzyce - tak bym to ujął.
MS: Ale to jest dobre! Jak teraz nad tym myślę, to to jest bardzo dobre określenie rapu… (pauza). Okej, ale zmieniając temat, gdybyś mógł poznać jakiegokolwiek kompozytora z przeszłości, albo czasów współczesnych, to kto by to był i dlaczego?
MW: To jest bardzo trudne pytanie… Nigdy nad tym nie myślałem. Fortepianowo bardzo lubię Chopina, ale czy chciałbym go poznać…? Nie wiem, czy mam taką potrzebę. Natomiast z bardziej współczesnych kompozytorów też nie ma takiej osoby.
MS: Czyli nie masz jakiegoś swojego, nazwijmy to, guru?
MW: Taki wzór… w szkole uczy pani profesor Małgorzata K. Jest dyrygentką, uczy też teorii różnych przedmiotów. To jest coś, co chciałbym robić w życiu, dlatego patrzę na nią z podziwem. Dyrygentura symfoniczna i teoria, generalnie prowadzenie orkiestry, wykładanie na uczelni - tak widzę swoją przyszłość, więc w jakiś sposób patrzę na panią profesor jako na osobę, która ma życie, jakie sam chciałbym mieć.
MS: Odwołując się do początku, mówiłeś, że zaczynałeś grać na gitarze. Sam chciałeś się uczyć, czy ktoś cię namawiał?
MW: To jest dobre pytanie. Jak to się wszystko zaczęło… Do szkoły muzycznej poszedłem w drugiej klasie podstawówki. Kiedy byłem w pierwszej klasie, lubiłem śpiewać i chodziłem na dodatkowe zajęcia po lekcjach, śpiewaliśmy tam sporo, chociaż ciężko to nazwać kółkiem muzycznym. Wtedy pan z muzyki (i tych zajęć) powiedział mi, że coś ze mnie może być (śmiech). Że ja mam słuch i zadatki na bycie muzykiem. Trochę mu nie wierzyłem, w ogóle nie wiedziałem, o co mu chodzi. Ale ten nauczyciel zaprosił moją mamę do szkoły i powiedział jej, że trzeba mnie posłać do szkoły muzycznej. Jednak nie było tak, że mama zaraz mnie zapisała, temat ucichł i wrócił dopiero, kiedy zobaczyłem plakat z informacją o naborze do szkoły muzycznej. Zapytałem się mamy, co to znaczy i o co chodzi. Wyjaśniła, że to przesłuchania, kiedy ktoś chce chodzić do szkoły muzycznej i grać na instrumencie. Pomyślałem sobie, że warto spróbować… gitarę natomiast wybrałem bez większego powodu. A potem zakochałem się w innym instrumencie, to było w czwartej klasie pierwszego stopnia (czyli po czterech latach nauki) - wtedy chciałem grać na fortepianie. Dokończyłem gitarę i zacząłem organy w drugim stopniu szkoły. I w międzyczasie rozwijała się moja pasja do teorii muzyki. Bo na początku kształcenie słuchu nie było moją mocną stroną, ale im więcej lat mijało i doświadczenia nabierałem, tym bardziej mi się to podobało. Dużo też zmienił fakt, iż zacząłem grać w kościele. Wtedy podczas poznawania pieśni zauważyłem, że zwroty melodyczne się bardzo często powtarzają. Dzięki temu słuch mi się rozwinął, bo pieśni trzeba poznać, harmonizować, wykonywać po kilka razy. Znałem więc dużo zwrotów melodycznych, zwroty harmoniczne - dzięki temu łatwo mi zapisać melodię ze słuchu. Mam też dobry słuch harmoniczny, co z pewnością pomaga.
AP: Chciałam jeszcze dopytać, bo mówiłeś, że piszesz najpierw linię basów, a resztę dopisujesz. Czy musisz sobie to zagrać, żeby resztę dopisać, czy od razu robisz to z głowy?
MW: Mogę to zrobić z głowy. Czasami mogę mieć problem z rozpoznaniem harmonicznym i wtedy sobie zagram, żeby sprawdzić, czy to jest to. Da się to zrobić bez instrumentu, ale łatwiej jest z nim. Często nie mam przy sobie instrumentu, więc robię bez, ale jak jestem w domu, to wtedy dużo łatwiej sobie coś sprawdzić i zagrać, bo się szybciej pisze. Wolę sobie zagrać, bo jest szybciej, ale często nie mam jak, bo piszę w szkole - na przerwie albo na jakiejś luźnej lekcji, więc wtedy po prostu na wyczucie, a potem sprawdzam jak to brzmi. Piszę też w programie do edycji nut, dlatego tam mogę odtworzyć sobie to, co napisałem. Wtedy wiem, czy to jest dobrze, czy nie. Raczej słyszę albo widzę… Często widzę to, co piszę, bez słuchania tego. Tak bym to mógł ująć. Mam taki słuch wewnętrzny i dzięki temu mniej więcej wiem, jak to będzie brzmieć, ale i tak lepsze jest usłyszenie tego niż odczucie, jak to może brzmieć.
AP: Jak masz tę aplikację, to możesz puścić wszystkie głosy naraz, by usłyszeć, jak brzmią?
MW: Tak, mogę puścić wszystkie głosy naraz albo pojedynczo. Pojedynczo raczej nie puszczam, bo wiem, jak to brzmi, bo to słyszę, ale harmonicznie najczęściej jak rozpiszę głosy, to wszystkie instrumenty naraz puszczam. Mam tam na przykład pięć instrumentów (na przykład skrzypce pierwsze, skrzypce drugie, altówkę, wiolonczelę i flet) i jak wszystko zapiszę, to sobie puszczam. Potem najczęściej jestem dumny z tego, co stworzę, bo to wbrew pozorom nie jest takie proste. Może dla mnie to nie jest trudne, rozpisanie takiej aranżacji, ale jednak zawsze jakaś radość jest z tego, że to brzmi dobrze i to jest moja robota.
MS: Myślę, że to jest niesamowite. Może Ania zna pewne podstawy nut, ale dla mnie osobiście - nuty to istne hieroglify. Myśl, że ktoś może rozumieć i słyszeć to, co napisane jest nutami, uważam za niesamowite.
MW: Zapis nutowy jest świetny! Tyle informacji, które przekazać można w jednej nucie… to nie tylko dźwięk - tam zapisujesz dynamikę, artykulację i inne - czasami, żeby to opisać, chociaż jeden takt, potrzeba mnóstwa słów (to zależy od utworu), ale zapis nutowy jest bardzo precyzyjny i przekazuje moim zdaniem najwięcej informacji. Najczęściej więcej informacji jest w jednym takcie niż w jednym zdaniu. Zależy od długości, ale w kilku nutach można zawrzeć bardzo wiele informacji - od wysokości dźwięku, poprzez głośność wykonywania, po czas trwania. Nawet sposób wydobycia tego dźwięku - czyli wspomniana artykulacja.
AP: Tak połowicznie chyba się można z czasem nauczyć, jaki to jest dźwięk, prawda?
MW: Tak. Można się nauczyć, jak brzmi dany dźwięk. Definicja słuchu absolutnego jest dość konkretna, wiemy, co to jest słuch absolutny, ale ktoś może mieć ten słuch absolutny taki naprawdę idealny, że wie, że to jest 442 Hz i Hz wyżej Hz niżej, bo każdy dźwięk na klawiaturze odpowiada jakiejś częstotliwości dźwięku. To są właściwości fizyczne dźwięku. Wiele osób rozpoznaje to dźwiękami, że to jest A, Gis, A, B, a niektórzy wiedzą, że to jest A, które ma 441 Hz. Ja tak nie mam, aczkolwiek słyszę, że ten strój jest trochę niższy albo trochę wyższy. Też kwestia tonacji, bo słuch barwowy trochę to często zaburza. Tonacje bemolowe mi się wydają, jakby były w stroju niższym, a nie są.
MS: Czy jest coś jeszcze, co chciałbyś dodać do tego wywiadu?
MW: Może wspomnę o tym słuchu… Bo pewnie jest to dla niektórych ciekawe - może nie (śmiech), ale pytanie, czy mam słuch absolutny? Co to jest słuch absolutny? To jest coś takiego - osoba potrafi wskazać dźwięk i tonację bez sprawdzania tego względem innego instrumentu. Ja np. wiem, że to jest dźwięk A, to jest dźwięk D - niewiele osób tak ma. Ale czy ja mam ten słuch? Powiedziałbym, że taki połowiczny (śmiech). Nie zawsze jest dokładny, ale najczęściej A mam w głowie i potrafię go wskazać, a dzięki temu rozpoznaję też każdą inną tonację. Pomaga mi w tym słuch barwowy - często słyszę tonację barwą dźwięku - np. C-dur będzie dla mnie bardziej biała. Niekoniecznie można to podpiąć pod prawdziwe barwy, które realnie istnieją, ale pod brzmienie. Tonacje bemolowe mają bardziej płaskie, jakby pastelowe brzmienie. A tonacje krzyżykowe mają natomiast ostre brzmienie.To się świetnie pokrywa z angielskimi nazwami tonacji - możemy mieć B-flat major albo minor i flat oznacza płaski. B-flat to tonacja B z bemolem. A jest też C-sharp to jest tonacja krzyżykowa, czyli jej brzmienie jest ostrzejsze. To jest też kwestia słuchu, bo nie każda osoba to słyszy, ale mówię o tym, bo zwróciłem kiedyś uwagę, że angielskie nazwy mają swój odpowiednik w tym, co słyszę. B-flat, znaczy płaski, to pokrywa się z dźwiękiem, według mnie o bardziej płaskim, stonowanym brzmieniu. A tonacje krzyżykowe są, jak mówiłem, ostrzejsze. Tylko… to chyba dygresja była, o czym mówiłem?
MS: (śmiech) O słuchu, najpierw absolutnym, a później o barwowym i tak się tu znaleźliśmy.
MW: Tak, absolutnym i barwowym - to się łączy. Słuch harmoniczny mam też bardzo dobry, dlatego łatwo mi pisać aranżacje, harmonię mogę łatwo wysłyszeć. I w sumie tyle. Słuch absolutny - połowicznie mam - barwowy i harmoniczny bardzo dobry. A dzięki temu połączeniu dobrze mi się pisze aranżacje muzyczne i utwory. Do tego słuch na pewno jest potrzebny, ale to zdecydowanie zasługa wyobraźni. I to chyba wszystko, co chciałem powiedzieć.
MS: A co do słuchu absolutnego, myślisz, że trening czyni mistrza, można to wyćwiczyć? Czy trzeba mieć po prostu wrodzony talent?
MW: Z tego, co wszyscy mówią, trzeba mieć wrodzony. Aczkolwiek myślę, że to też kwestia odkrycia tego. Najczęściej o takim słuchu nawet się nie wie, nie nabywa się tego z czasem, tylko odkrywa, a potem można nawet nie tyle ćwiczyć, co próbować. Jeśli komuś się wydaje, że ma słuch absolutny, może próbować śpiewać dźwięki i sprawdzać, czy miał ten sam w głowie. Można też rozwijać się w taki sposób, że puszcza się utwór i bez sprawdzania określa się, w jakiej jest on tonacji. To na pewno rozwija. Ogólnie z tego, co wiem, słuch absolutny jest wrodzony, ale można go rozwijać i się nim bawić. Dużo dźwięków się też zapamiętuje. Ktoś może mieć wręcz idealny słuch, wie, że to są 442 Hz, i słyszy Hz wyżej albo niżej…
AP i MS: (śmiech)
MW: (zakłopotany) …Nie wiecie, o czym mówię?
MS: Wiemy, wiemy. To jeszcze z fizyki.
MW: Uff, to dobrze (śmiech). Każdy dźwięk na klawiaturze odpowiada jakiejś częstotliwości dźwięku - to właściwości fizyczne dźwięku. Wiele osób na pewno rozpoznaje to dźwiękami - to A, B… a niektórzy wiedzą, że to jest konkretnie A, które ma 442 Hz. To już wyższa szkoła jazdy. Nie mam tak… aczkolwiek słyszę, że A jest trochę niższy albo trochę wyższy. (po zastanowieniu) I to chyba wszystko.
AP i MS: Super. Dziękujemy Ci bardzo.
MW: Dziękuję również.